poniedziałek, 28 marca 2011

Jak się kończy nierówna walka z gabarytami...

Wczoraj udało mi się przeziębić! Niestety - choć mam już swoje lata - zwiodło mnie słońce a poza tym działałam w emocjach.
Od początku.
Po powrocie z korków, pojechałyśmy z Córką do sklepu budowlanego po resztę materiałów potrzebnych na kurnik. Dzisiejszy serwis w marketach budowlanych jest naprawdę na poziomie, więc potrzebne mi płyty zostały przycięte na wymiar jeszcze w sklepie (z wyjątkiem skosów, a w kilku płytach będę je musiała - za przeproszeniem - dorżnąć samodzielnie). I wszystko mogło się pięknie udać, gdyby nie lekuchny brak wyobraźni z mojej strony.
Okazało się, że płyta o wymiarach 210cm na 110cm nie ma szans wejść do wnętrza samochodu. I nie chodzi tutaj o niewystarczającą determinację, ale o czystą matematykę w połączeniu z fizyką: samochód z gumy nie jest a z tworzyw zdecydowanie mniej elastycznych, natomiast wymiary zastane nie podlegają negocjacjom. Pozostał więc bagażnik dachowy.
Primo: nie lubię wozić czegokolwiek na dachu, bo mam wrażenie, że w najlepszym razie zgubię ładunek, w najgorszym wniosę się do lotu, bo wiatr, bo pęd powietrza, bo powierzchnia, bo samolot, skrzydła itd. itp. Secundo (czy jak niektórzy mawiają "po drugie primo" ;) ) zawsze mam ogromny stres związany z przytroczeniem ładunku (patrz obawy punkt pierwszy).
Patrzyłam jeszcze tkliwie na swój ładunek na wózku sklepowym, gdy zza pleców usłyszałam miły męski głos: "najpierw mniejsza". Zupełnie naturalnie zareagowałam na ten tekst, odwracając głowę do nadawcy: "tak pan myśli?" - zupełnie jakbyśmy razem od pewnego czasu zastanawiali się nad załadowaniem gabarytów. "Tak, zdecydowanie, najpierw mniejsza" - powtórzył starszy pan. "Pomóc pani?" - zaproponował. Propozycję przyjęłam z wdzięcznością i ochoczo choć pełna troski odpowiedziałam pytaniem: "a może pan dźwigać?" W tym momencie zrobiło mi się strasznie głupio, bo sądzę, że żadnemu mężczyźnie, nawet stuletniemu - jeśli sam oferuje pomoc - nie wolno tak powiedzieć! Pan jednak spojrzał na mnie z lekkim politowaniem. Uznał pewnie wspaniałomyślnie, że kobieta stojąca przed przerastającym ją mentalnie zadaniem, zupełnie nie wie co mówi. Chwała Bogu, że nie brnęłam dalej, nie przepraszałam, tylko złapałam płytę z drugiej strony i położyliśmy ją na dachu. Potem drugą - i ładunek był gotowy do przytroczenia. Zjawiła się żona Dobroczyńcy, powiedziałam rezolutnie, że wykorzystałam jej męża, zaśmiałam się perliście i zrobiłam głupią minę. Żona Dobroczyńcy okazała się bardzo miła, powiedziała, że mogę Jej Męża sobie wykorzystywać. Ja natomiast - utwierdzając siebie ostatecznie, że jestem debilką - odparłam, że sama nie miałabym śmiałości, ale pomoc zaofiarował z własnej woli Dobroczyńca.
Ostatecznie z płytami na dachu i naręczem sznurków i pasów do zamocowania ładunku zostałam całkiem sama. Ciśnienie mi skoczyło. Zaczęłam motać węzły, Córka dzielnie mi pomagała, słońce świeciło a mnie... zrobiło się gorąco!! Co robi inteligentna kobieta, gdy świeci słońce, jest dwa stopnie na plusie, cholernie wieje, a każdy element garderoby utrudniający swobodne ruchy okazuje się zbędny? Po prostu się rozbiera do bluzeczki!! Ładunek został przymocowany dobrze, poza zakupionymi materiałami na kurnik, do domu przywiozłam katar. I dobrze mi tak! Trzeba było myśleć. Ale jak widać wczoraj myślenie wychodziło mi najgorzej ;)

3 komentarze:

  1. zdrowiej szybciutko, bo TRZEBA PRZECIEŻ RŻNĄĆ!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj moja droga Przejaciolko! (nadal brak polskiej czcionki...)Coz to za zbieg okolicznosci - ja tez leze zlozona choroba (w koncu przyznalam, ze chodzenie do pracy z przeziebieniem w pierwszym tygodniu marca i angina w drugim nie przyniesie niczego dobrego a ignorowanie takowego stanu nie jest najlepszym sposobem na wyzdrowienie). Leze sobie zatem w lozeczku i popijam rozne dziwne mikstury (napar z cynamonu i gozdzikow na przyklad), o ktorych przeczytalam w internecie, majac nadzieje, ze przejdzie mi to cholerstwo za kilka dni!! Kurza stopa...

    OdpowiedzUsuń
  3. O cynamonie i goździkach nie słyszałam, za to słyszałam o majeranku. Sama spróbowałam przed laty i faktycznie pomogło. Ponieważ jednak tę majerankową herbatkę podaje się w zestawie z miodem więc już na samo wspomnienie tej mikstury mnie trzęsie. Podobnie reaguję na gogiel-mogiel z gorącym mlekiem i masłem. Wiem, że skuteczne, ale na mnie takie słodkości od dziecka działają wymiotnie. Zdrówka życzę.
    A co do rżnięcia - chętnie już bym się zabrała, bo czuję się całkiem dobrze. Nie wiem tylko czy wydobrzałam, czy działam na adrenalinie. Od rana jestem w ruchu, trzy godziny spędziłam w warsztacie samochodowym. Wieczorem wszystko się okaże...

    OdpowiedzUsuń

Komentarz