czwartek, 3 marca 2011

Choć szata jeszcze zimowa, dziś w powietrzu pachniało wiosną

Dzień w biegu. Ale za to pogoda cudowna!
Rano, gdy wyjeżdżałam z dziećmi do szkoły (Z. leży w łóżku złożony chorobą), mróz sięgał poniżej 10 stopni. Trudno w taki poranek o dobry humor, ale dzieci sprawnie się zebrały. Jeszcze spacerek do samochodu (cały czas nie nie mamy dojazdu na posesję, woda opadła już sporo, ale  15-sto centymetrowa kra pokrywa drogę :( Przydałyby się raki na koła, a nie łańcuchy ;) ), przymusowa wspinaczka na skarpę i JUŻ byliśmy w naszym wehikule.
Nadal nic nas nie zniechęca do mieszkania tutaj! Nawet stwierdziliśmy, że taki poranny spacer doskonale orzeźwia. No, mogłoby tylko nie być takiego mrozu...

Za to dzień, wstając, przywitał nas przepięknym słońcem, które wynagrodziło trudy poranka. Gdy dzieci już odstawiłam do szkoły i załatwiłam w mieście wszystkie sprawy, wybrałam się na spacer po okolicy. Bosko!
Oto dowód :)

Choć Z. chory to sprawny :D. Dzięki temu, wieczorem  po powrocie z dziećmi ze szkoły, czekał na nas królewski obiad. Cała nasza rodzina - jak się okazało już bez wyjątków, ponieważ nastąpiło "nawrócenie" jednej z najmłodszych latorośli - uwielbia warzywa gotowane na parze. Zatem pożytek z posiadania Męża złożonego chorobą jest oczywisty.

Dzisiaj mało miałam czasu na poszerzenie moje wiedzy o kurach. Niemniej to co już wyczytałam naprawdę mnie zaskoczyło.
Okazuje się bowiem, że kury - w przeciwieństwie do innych udomowionych przez człowieka zwierząt - zachowały taki sam model zachowania jak przed tysiącami lat. 
Natknęłam się nawet na odkrywcze, choć brzmiące nieco kabaretowo stwierdzenie: "musimy sobie uświadomić jedną, najprostszą, ale za to cudowną i fascynującą prawdę, którą powinniśmy zapamiętać: kura była i jest kura"
O proszę!

Dzisiejsze kury pochodzą wprost od kur dzikich. Stwierdzono, że szczególnie jeden gatunek dzikiej kury zapoczątkował współczesne rasy: to kur bankiwa (Gallus gallus), którego znamy w pięciu podgatunkach. Co ciekawe, ten kur żyje obecnie. Zamieszkuje umiarkowane i tropikalne strefy klimatyczne w Azji. Żyje w lesie i zaroślach. Charakterystyka zmysłów dzisiejszych kur to spadek po tych dziko-żyjących protoplastach. Najpoważniejsza różnica między kurem bankiwa a kurą domową (nazwijmy ją tak ogólnie choć mam nadzieję, że kurzy hodowcy nie czytają mojego bloga ;) ) to umiejętność latania dzikiego ptaszyska i doskonałe zdolności sprinterskie.

Co do ostatniego szczegółu, przytoczę pewne wspomnienie z mojego dzieciństwa na poparcie tezy, że dzisiejsze koguty (jak kury? - jeszcze nie wiem) to także doskonali sprinterzy. Miałam wówczas sześć może siedem lat. Byliśmy z odwiedzinami u jakiś znajomych moich Rodziców, na wsi. Nie ukrywam, że incydent sama sprowokowałam, ponieważ koniecznie chciałam pogłaskać kury. Wydawało mi się, że kury będą zachwycone moją inicjatywą, one jednak spierniczały przede mną rozpaczliwie gdacząc. Temu osobliwemu widowisku przyglądał się z końca podwórka szef tego kurzego bałaganu. Kogut jak z obrazka. Piękny, z pysznie wypiętą piersią, pięknymi kolorowymi, połyskującymi w słońcu piórami. W pewnym momencie stracił cierpliwość i po krótkim ale efektownym sprincie wskoczył mi na plecy. Wczepił się pazurami w moje długie włosy i próbował pozbawić przynajmniej jednego oka. Nie wiem ile okrążeń zrobiłam po podwórku z oryginalnym nakryciem głowy, chroniąc dłońmi oczy, biegnąc praktycznie "na słuch" i drąc się wniebogłosy. Trauma została do dziś. Perspektywa zaś rąbnięcia koguta na rosół (ale nie kury! - solidarność jajników ;) ) napawa mnie nadzieją na słodką zemstę...

Tymczasem tyle, ponieważ o 4.30 pobudka.

Cytaty w tym poście przytaczam za K.J.Schiffer i C. Hotze "Przydomowy chów kur"

1 komentarz:

  1. Kochana moja Przyjaciolko, (z gory przepraszam ze brak polskiej czcionki, ale nie posiadam takowej na moim pracowym laptopie) znam cie tyle lat i az mi wstyd, ze nie poznalam tej twojej tworczej strony!!!! A te kafle to juz wogole obled!!! Jak kupimy nowy dom to dopiero bedziesz miala roboty po zeby!!! Nawale tyle kafli, ze nie bedziesz miala czasu na pisanie przez miesiace!!!! Jezeli chodzi o sprawy jajeczne - przyznam , ze sama o tym myslalam (choc jak mnie znasz to podchodze do tematu mniej dydaktycznie a bardziej spontanicznie) w ramach naszej przeprowadzki z wielkiego miasta Londyn do lasu - powiem wiecej, mialam na mysli takze inne zwierzeta hodowlane (ale tylko dlatego, ze mam Gosie, ktora w przeciwienstwie do mnie potrafi odroznic konia od krowy). Czytam ten twoj blog i nadziwic sie nie moge... jak ty pieknie piszesz... i te fotografie... cudne po prostu. Inspiruje mnie to niezmiernie i utwierdza w przekonaniu, ze mieszkanie w miescie jest strata czasu. Ale najwazniejsze to te warkoczyki!! Jak ty slicznie wygladasz!!!! KOniecznie musisz mi przeslac wiecej zdjec. Taki styl "indie" bardzo ci pasuje. Jezeli chodzi o tatuaz - ja zawsze bylam tchorz, wiec podziwiam (a co zobie wytatulowalas??? moze "I Love Z"? na klacie na przyklad byloby ciekawie :-))) p.s. buziaki dla Z. Agnieszka

    OdpowiedzUsuń

Komentarz