środa, 23 marca 2011

W blokach startowych

Wszystko już gotowe. Jutro z J. jedziemy na konferencję. Uwielbiam studenckie audytorium a osoby skupione wokół AIESEC to szczególnie aktywne istoty. W czasie ustalania agendy okazało się, że nasze szkolenie będzie inaugurowało konferencję :O TO potęguje stres. W końcu nasze wystąpienie może wpłynąć na nastrój w jakim Uczestnicy wejdą w czterodniowy konferencyjny maraton. Nic to! Bierzemy byka za rogi. Wszystko - mimo okoliczności zaburzających rytm - udało się przygotować na czas. Dzisiaj rano miały zostać wydrukowane materiały a jutro wszystko okaże się w praniu. Dzisiaj wieczorem będziemy jeszcze zastanawiać się nad case'ami, nad ćwiczeniami i innymi formami, którymi będziemy starały się urozmaicić przekaz. Będzie to sporym wyzwaniem, bowiem tematy jakie dostałyśmy do zaprezentowania są tak obszerne, że każdy z nich z osobna wystarczyłby na dwudniowe szkolenie.
W plan przygotowań wpisałam jeszcze przygotowanie dla J. wizytówek. Do tej pory ich nie zrobiła, a konferencja to miejsce, gdzie nie tylko dobrze je mieć, lecz wręcz mieć je trzeba. W poniedziałek przygotowałam wspólnie z Z. projekt i wysłałam do drukarni. Okazało się, że materiał jest złej jakości i wizytówki wyjdą nieciekawie. Musiałam zaakceptować druk. Wczoraj nie byłam w Warszawie, zdalnie metodą kolejnych przybliżeń, doszłam do wniosku, że bez osobistego udziału nic z tego nie wyjdzie. Dzisiaj rano - zaraz po angielskim - pojechałam do drukarni. To co ukazało się moim oczom to był koszmar! Grafika wyszła makabrycznie, kolory z innej bajki. Osoby pracujące w drukarni okazały się i pomocne i inicjatywne i otwarte. Po godzinie projektowania na nowo - wizytówki zostały zaakceptowane. Po odbiorze pojechałam do J. Warto było przejść tę wizytówką ścieżkę zdrowia, żeby zobaczyć iskierki w oczach J. Była zachwycona! Przyznała, że już nie śmiała o nie dopytywać, bo była przekonana, że nie uda się ich przygotować na czwartek. Mnie się nie uda? Po cichutku jednak liczyła na to, że tak łatwo nie odpuszczam :)
Teraz mam chwilę wytchnienia. Przeglądam pocztę, piszę posta, zjadłam obiadek w ostatnio oswojonym przeze mnie miejscu, mam trochę czasu dla siebie. Jeszcze dwie godzinki i pojadę przerzucić Chłopców na angielski, a potem metrem w umówione miejsce i do J.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz