niedziela, 20 marca 2011

Efekt drugiego dnia bez procentów

Wczoraj urodziny J. Świetna impreza. Co prawda nie wszyscy bawili się równie dobrze, ale pewnie na każdej imprezie można znaleźć etatowego obserwatora. Jak go najlepiej określić?... Człowiek-Ściana, Człowiek-Sfinks, albo po prostu wyzuty z emocji Organizm, wpatrujący się badawczo w aktualnie wybraną osobę (niekoniecznie tę, która jest akurat przy głosie). Bezgłośnie, bezmimicznie. Organizm widziałam po raz pierwszy. I być może tak zostanie?... Dawno nie widziałam kogoś, kto tak dzielnie unikałby zaangażowania w jakąkolwiek rozmowę. Kogoś, kto tak konsekwentnie utrzymywałby na swym obliczu niezmącony wyraz bezgranicznej dezaprobaty, gdy wybuchaliśmy salwami śmiechu po coraz to bardziej durnych i niekiedy - trzeba to przyznać z pokorą - koszarowych dowcipach, opowiadanych chwilami już na wyścigi. Ale noc ma swoje prawa. A noc, w której bawi się towarzystwo znające od lat, gdzie ręka wyciągnięta przed siebie w dowolnym kierunku napotyka procent albo jakiś rozkoszny kąsek (J. wzniosła się na szczyty kulinarnego rzemiosła) musi wyglądać tak, jak ostatnia.

Co prawda ja pozostałam przez cały wieczór i noc konsekwentnie przy ustawicznie uzupełnianej szklaneczce czystej. Czystej wody - bo jak wiadomo: wiariackie proszki nie lubią się z procentami :( - z lodem (a jakże!), cytryną i nie wiedzieć czemu gałązką pietruszki (a przecież jeszcze noc była młoda jak pojawiła się rzeczona pietruszka...). Ta pietruszka zresztą była całkiem dobrym identyfikatorem mojej szklanki. Wiele mówiący kolor mojego "drinka" zwalniał mnie z tłumaczenia kolejnej osobie, że wariaci piją wodę. Jak zwierzęta ;)
Z., mimo wcześniejszych planów, pozostał ze mną. Śpimy (spaliśmy, ja teraz siedzę i piszę, zresztą i tak nie mogłam spać, Z. chrapie aż tu słychać, znaczy dobrze mu) w pokoju moje Ukochanej Chrześnicy. Sen przyszedł na krótko, a potem zadzwonił budzik! O 6.30!! A położyliśmy ok. 4.00!!! Wybita zostałam ze snu (niech no ja dorwę moją ukochaną Córkę Chrzestną). Jeszcze próbowałam zawalczyć o drzemkę. Ale okazało się, że budzik też tylko drzemał :( wrrrr. J. ulitowała się za trzecim podejściem, spacyfikowała budzik (chyba się starzeję, skoro przerosła mnie technika budzika :( ech) a ja już nie zmrużyłam oka.
A dzisiaj? Dzisiaj mam MEGA mam kaca! I to do tego bez procentów! Ależ jestem praktyczna! Choć z drugiej strony to takie niesprawiedliwe :( Kac jak po dwóch winach. A wszystko gratis!
Z drugiej strony... być może moje poranne dolegliwości mają jakiś związek z pysznymi skądinąd... grzybkami, które J. zaserwowała około północy?! Jadłam z pewną obawą (tak mam jak sama nie zbieram) i być może nastroiłam się na ten stan, w którym jestem obecnie. Siedzę w dużym pokoju, jestem zawinięta w kołdrę bo telepie mnie konkretnie, piję gorzką, mocną herbatę i z uśmiechem - mimo wszystko - wspominam wczorajsze imprezowanie.
Cóż J. i Z. śpią smacznie (choć osobno ;) ), Nikita - kot J. - wylazł wreszcie z szafy i spojrzał na mnie wymownie: jeszcze tu jesteś? Biorę się zatem za dokończenie materiałów szkoleniowych. Mam nadzieję, że w końcu mi przejdzie telepka.

2 komentarze:

  1. Widzę, że słowa naprowadzające przyniosły skutek i już Wiesz, kto do Ciebie pisze. Komentarz umieszczam na dowód, że naprawdę jestem na bieżąco. Serdecznie współczuję samopoczucia i życzę dobrej weny, Abyś szybko uporała się z tematem i Mogła się wreszcie wyspać. Pozdrowienia
    Wiesz kto

    OdpowiedzUsuń
  2. Człowiek-Ściana.... niezłe :) ja bym dodała Mr "Obecnie-nieobecny". to też sztuka, sama czasem ją stosuję :) przyznaję się bez bicia :) pozdrowienia z Krainy Szumiącej-Za-Oknem-Sosny :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarz