poniedziałek, 14 marca 2011

Wiosną pachnie, ptaki świergolą, żyć się chce!

Cały ubiegły tydzień upłynął pod znakiem opieki na Zainfekowanym - to znaczy leżącym małżonkiem  - oraz nabijaniu kilometrów na samochodowy licznik. Etat kierowcy - choć bardzo lubię prowadzić - nie jest tym, o czym marzę najbardziej, zwłaszcza, że codziennie robiłam 200 km.
W krótkich chwilach pomiędzy szoferowaniem, lekcjami angielskiego, wydawaniem posiłków i zapędzaniu latorośli do zajęć w podgrupach, udało mi się przeczytać kilka stron z moich kurzych "encyklopedii" i 200 stron "Zielonych drzwi" Katarzyny Grocholi. Wyrzuty sumienia targały mną okrutne, bo wiele rzeczy, które chciałam zrobić w ubiegłym tygodniu musiały poczekać do obecnego. Mam nadzieję, że uda mi się podziałać trochę w kurzym interesie, kaflach, pisaniu, choć i tak plany nieco zreorganizowały mi wirusy względnie bakterie. Jeden z moich synów ma super promocję, bo złapał anginę i będzie miał mamusię na wyłączność, przynajmniej do 18.30, kiedy reszta rodziny będzie zjeżdżać do chaty.
Niemniej - ponieważ kurze zainteresowania nie osłabły ani trochę - więc w tym tygodniu zamierzam zbudować większą część kurnika, zwłaszcza, że marzą mi się własne już jaja na Wielkanoc!

Dzisiaj natomiast mamy cykliczną randkę całodzienną z Z. Trzy lata temu, po pozbyciu się nieproszonego lokatora z jestestwa Z, który to nie wiedzieć czemu zapożyczył nazwę od miłego skądinąd skorupiaka oraz napędził nam kolosalnego stracha i dodał szronu na skroniach, jeździmy co kilka miesięcy na przegląd techniczny, czy nieproszony nie odrósł.Ponieważ zaś wyprawa to poważna, bo jedziemy do Łodzi pokonując blisko 200 km w jedną stronę to cały ten dzień spędzamy rozkosznie, sami ze sobą, idziemy na obiadek, łazikujemy po sklepach (Z. pod tym względem odbiega od samczego wzorca, ponieważ uwielbia nasze sklepowe pasaże PO NIC, i jak w skeczu Macieja Stuhra "chodzimy po galerii, handlowej, i patrzymy co jest..." ;))
W taki dzień opiekę nad Szarańczą przejmuje moja Mama i jest Babcią na 3 etaty :) Staramy się do domu już nie dzwonić, bo jak coś się będzie działo, wiadomo, że dostaniemy zgłoszenie. Napawamy się więc swoim towarzystwem, i dzięki kultywowaniu tej "świeckiej tradycji" nasze wyprawy bądź co bądź dość stresujące zmieniamy w wyprawę na którą czekamy kilka miesięcy.
Teraz siedzę w korytarzu. Z. ma przegląd. Jesteśmy dobrej myśli. Zaraz obiadek. Mi burczy w brzuchu okrutnie, lecz nadchodząca wiosna skutecznie poskromiła mój apetyt. Za chwilę więc będziemy eksplorować urocze uliczki Łodzi w poszukiwaniu paszy atrakcyjnej dla Z. gdzie dla dziwaków takich jak ja obecnie serwują dużo ZIELONEGO.
Z. właśnie wyszedł z badania! WSZYSTKO JEST OK!!!!!!! HURAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!
Wychodzimy ze szpitala i idziemy na polowanie paszy!

1 komentarz:

  1. To wspaniała wiadomość. Cieszę się razem z Wami. Droga Pisząca - ta informacja rekompensuje mi długi okres ciszy w eterze.
    Pozdrawiam i przesyłam buziaki.
    Zgadnij kto?

    OdpowiedzUsuń

Komentarz