środa, 21 marca 2012

OFICJALNIE mamy WIOSNĘ!

WRESZCIE można ogłosić wszem i wobec, że dzisiaj DZIEŃ WAGAROWICZA ;)

W moich czasach (:) ) to się działo! Przebieranki, zamianki z nauczycielami (to lubiliśmy najbardziej), wygłupy i wagary.

Zatem:  
WAGAROWICZE WSZYSTKICH KRAJÓW 
ŁĄCZCIE SIĘ!

Nastrój wagarowy i mi się dzisiaj udzielił, choć już stara D... jestem :) Mimo, że mam masę roboty, to jakoś na razie bimbam sobie, zaglądam do zwierząt, patrzę co ciekawego w sieci, zrobiłam sobie zielono-rybne śniadanko. Jest Bosko. Termometr napawa optymizmem.

Słowo o termoregulacji. 
Wczoraj doświadczyłam zdumiewającego zjawiska. Wracałam ze stolicy autobusem (nie o to zjawisko chodzi - czytaj dalej). Czekałam na przystanku godzinę (tu zjawisko się zaczyna). Wiatr wiał, mróz ciął po nieosłoniętym łbie, przemarzłam do szpiku kości.

Na niewiele zdały się metody ratunkowe: wyobrażanie sobie, że latem jest tak okropnie gorąco, więc taki ziąb byłby zbawienny (zimno!). Próba na humor: ha, na pewno ktoś tam na górze nie wyłączył klimatyzacji. W końcu w lecie, jak wejdzie się do pomieszczenia, gdzie ktoś przesadził z klimą aż prosi się wypatrywać pingwinów (zimno!). No to wizualizacja ciepłej osłonki: wyobrażam sobie, że na zewnątrz ziąb, ale ja się nie ruszam, ogrzewam jestestwem swoim powietrze wokół mnie (na chwilę podziałało, potem zimno!!). Wreszcie podjechał dziesiąty czy jedenasty autobus (straciłam rachubę - mózg mi przecież zamarzł). Było mi już naprawdę wszystko jedno czy zabierze mnie do Mławy czy innego Czachówka. Wsiadam! (bo zimno!) O dziwo, ten autobus postanowił mnie zawieźć do mojej wsi (cóż za niespodziewany obrót spraw :) ) Wsiadłam. Po czterdziestu minutach odzyskałam władzę w członkach. Poczułam jak mocno palą mnie policzki (aha, gorączka?). Wysyłałam z trasy komunikaty topograficzne. Mąż zwykle czeka na mnie już na przystanku, więc jedną nogę mam jeszcze w autobusie a drugą w naszej wiernej Toyotce. Ale nie wczoraj! Wczoraj ciemno jak u murzyna w Senegalu czy innej d... Męża niet. Mróz znowu wziął mnie w objęcia (zimno!). Wiatr wieje i wyje potępieńczo między drzewami. Budka przystankowa zaraz odleci. Ale czekam (zimno!). Wreszcie dodzwoniłam się! Już jadę - zakomunikował Małżonek, pewien, że nie słyszę wycia wiatru w słuchawce...(zimno!!!) Ale wiedziałam, że najdalej za cztery minuty będzie. Przyjechał. Wchodząc do samochodu czułam się jakbym wchodziła raczej do czołgu. Skulona, szczękająca zębami, zryczana (wczoraj miałam wyjątkowo słone łzy - pewnie dlatego, że dawno nie płakałam :)) i wściekła (moja autoterapia optymistyczna tym razem nie podziałała - cóż trener też człowiek!). Mąż nie wiem czy bardziej się zdziwił czy zasromał (za przeproszeniem), bo mówi, kochanie ale nie jest przecież tak zimno. Pewnie coś cię bierze - szybko postawił diagnozę. Spojrzałam kątem oka (wiem, z medycznego punktu widzenia kont oka nie istnieje) na termometr. Osiem stopni? Na plusie??! Ale ja zmarzłam! Może już jestem taka stara, że mi termoregulacja siada - ale komentarze te zostawiłam dla siebie.
Marzyłam o własnym łóżku, z otulającą moje zamarznięte ciałko pościelą. Jeszcze w autobusie złożyłam sms-em zamówienie: tea, honey, citron, vodka. W drodze do sypialni gubiłam garderobę (ale nie wyglądało to specjalnie seksownie) po drodze umyłam jeszcze ręce (przynajmniej), żeby miejskiego syfu nie pakować pod kołdrę. Wypiłam zaordynowaną miksturę, chwilę porozmawiałam ze Ślubnym (panując nad furią - udało się tym razem!). Nie trwało to długo, bowiem film mi się urwał. Wreszcie było ciepło :)

Dzisiaj rano wszystko działa. Gorączki nie mam. Cudowna mikstura Z. znowu podziałała. A ja nie jestem wdową! I tylko nie wiem do końca czy dlatego, że byłam zamarznięta (i nieprecyzyjna - więc nie ryzykowałam akcji odwetowych) czy dlatego, że tak bardzo kocham Z. :D

PS.  Czyli doniesienie z ostatniej chwili: okazuje się, że obecny rok jako przestępczy (tfu! przestępny) pierwszy dzień wiosny miał 20-ego a nie dziś! (ups)

2 komentarze:

  1. ...nigdy nie bagatelizowałem i nie bagatelizuję konieczności oczekiwania pod pekaesową wiatą przez około 8 minut przy temperaturze +8C.

    Czuję się podle z tą świadomością.

    Wiecie może, gdzie można dziś kupić porządne żyletki?

    Z.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochanie, w dzisiejszych czasach, w zastępstwie żyletek doskonale sprawdzają się nożyki z ułamywanymi ostrzami ;)
    Twoja na zawsze K.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz