wtorek, 6 marca 2012

a jednak będę się upierała...

...że wiosna idzie wieelkimi krokami. Zawsze na styku zimy i wiosny natura skłonna jest do takich przepychanek jakie mamy obecnie. Mróz ścisnął nam zadki, ale te pogodowe zapasy, mają przecież prawo i do końca marca a czasem i w kwietniu (toż przecież kwiecień - plecień) jeszcze dokonywać się na naszych oczach i spragnionych ciepełka grzbietach.

Wczoraj drapnęłam tu i tam w ogrodzie, chcąc przede wszystkim pozbierać kurhany poboryskowe, których niestety pełno w ogródku. Ale szczeniak ma swoje prawa. Jak dorośnie, to - podobnie jak dziś Twist - wszystko będzie zostawiał na polach, podczas spacerów. Tymczasem, po półgodzinie dałam sobie spokój, bo poza tym, że drapanie wymagało sporego samozaparcia i siły, to Sprawca "dekoracji" w ogrodzie uznał, że robię to tylko po to żeby go rozbawić. Dla oglądającego z boku, wyglądać to musiało dość osobliwie, gdy szczeniak wielkości małego cielaczka próbował wyrwać mi z ręki grabie, ja natomiast mogłam sprawiać wrażanie jakbym chciała na tych grabiach - niczym na miotle - gdzieś odlecieć. Nie ukrywam, że pozostały anturaż (rozwichrzony włos, czerwony od mrozu nos itp.) dopełniały obrazu osoby, która na miotle zwykła latać.

Tymczasem, zbieram się do odlotu do miasta. Dzisiaj dzień wypełniony zadaniami. Tymczasem zatem.


PS. Jeżynka wyraźnie się zaktywizowała, grasuje po domu nie tylko nocą, tupta głośno i widać, że też wiosna jej pachnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz