piątek, 6 kwietnia 2012

Najstarsze Dziecko "się amortyzuje", młodsze Dziecko choruje a ja jeszcze mam szanse...

W poniedziałek przeżyłam szokujące zdarzenie (;)) i już ochłonęłam na tyle, żeby dziś wieczorem o tym napisać na blogu, tymczasem musiałam zmienić plany! Do tematu powrócę.

Gdy wróciłam dzisiaj do domu, czekała mnie NIESPODZIANKA! Moja Córka, Dziecię, które ostatnio przyprawiło mnie o kolejną kępę siwych włosów, zrobiła mi totalnie zaskakującą, nieprzewidzianą, niesamowitą i ogromnie MIŁĄ niespodziankę! UMYŁA OKNA. Sama z siebie, nie proszona, nie ponaglana! Tak, tak, ja też w to jeszcze nie mogę uwierzyć. W przypływie matczynej radości oraz totalnej niepoczytalności (co więcej nie żałuję! :) ) umorzyłam Dziecięciu, 1/6 długu, na który złożyły się dwa mandaty, wlepione w ciągu czterech dni - a tak naprawdę dzień po dniu roboczym: w piątek i poniedziałek za jazdę na gapę. Po prostu SZOK.
Córka słyszała jak komuś telefonicznie jęczałam, że jeszcze okna powinnam umyć i zrobiło jej się mnie szkoda. Och jakie to miłe. Po prostu ochów i achów nie starcza by opisać moją radochę. Jej uczynek ma jednak także i "ciemną" stronę. Otóż moja Czternastolatka machnęła prawie wszystkie okna (nie umyła w pokoju u braci - chyba specjalnie :) i w piwnicy - bo zapomniała) i zrobiła to wszystko w ciągu pięciu godzin, podczas mojej nieobecności. Do tego zastałam Ją w doskonałej kondycji! Ten fakt uzmysłowił mi, że niestety latka lecą. Ja po takiej rundzie okiennej leżałabym półżywa kołami do góry. A tu proszę. Dziecko kwitnie, okna błyszczą a mnie nie domyka się kopara ze zdumienia!

Wracając do doświadczenia z poniedziałku.
Syn mój K., który w ubiegłym tygodniu nie chodził do szkoły z powodu glutów do pasa oraz kaszlu, który to do środy suchym, od czwartku już mokrym się stał wskazując, że idzie ku dobremu - w poniedziałek poszedł do szkoły. Przy "pobraniu" Dziecka ze szkoły okazało się, ze Dziecko wyje, płacze i trzyma się za ucho.

K. przywitał mnie oświadczeniem:  
- Mamusiu, musimy pojechać do lekarza, bo mam zapalenie ucha!
- A kto tak powiedział, synku? - zapytałam.
Ja tak mówię - odpowiedziało dziesięcioletnie dziecko.
Zdębiałam.

Ale jego tyrada dopełniona stroną wizualną cierpiącego dziecięcia od razu popchnęła mnie w stronę dobrze nam znanego (z wczesnego dzieciństwa moich latorośli) SOR-u na ul. Niekłańskiej (dla niewtajemniczonych: Szpitalny Oddział Ratunkowy). Stwierdziłam, że jazda z wyjącym i cierpiącym dzieckiem 50 km do naszego lekarza POZ (co za skróty powymyślali!!) jest bez sensu, stąd decyzja by zasięgnąć pomocy w "STOLYCY". Niezwłocznie! ... gdybym wiedziała ile "zwłoka" trwać będzie, mogłam pojechać do najbliższego miasta wojewódzkiego, a może i dalszego...
A tam... Już pod koniec TRZECIEJ GODZINY OCZEKIWANIA dostaliśmy się do lekarza. Myli się jednak ten, kto uważa, że taaaaaka była kolejka. Co to, to nie. Po prostu Personel SOR - zgodnie z wywieszką na szklanych drzwiach - decydował o kolejności dzieciaczków, poddawanych badaniom. Ponieważ K. nie gorączkował więc musiał odsiedzieć swoje. Wszyscy już znosiliśmy jajo z kolcem (każdy własne), K. w międzyczasie zdawał się ozdrawiać. Nawet, (ach ja, wyrodna matka!) zaczęłam podejrzewać, że zdolny do aktorskich inscenizacji K. po prostu nas wkręcił. Na marginesie pragnę dodać, że obok wspomnianej karteczki była jeszcze jedna "uprzejma" informacja: ZAKAZ KARMIENIA I POJENIA DZIECKA PRZED ZBADANIEM PRZEZ LEKARZA. Oczywiście ZAKAZ złamałam, bo dziecko było gotowe przed badaniem umrzeć z głodu. Ale do tego się nie przyznałam ;).

Po pytaniu, które musiałam - jak sądzę - zadać dość jadowitym tonem,  

- czy trzy godziny oczekiwania uprawniają nas już do przyjęcia? - hm... - K. został zbadany.

 I tu dopiero się zaczęło! Zostałam potraktowana tak, jakbym dziecko chciała przenieść na tamten świat. Dowiedziałam się, że skandaliczne jest to, że nie pokazałam przez cały tydzień zakatarzonego dziecka lekarzowi, że dziecko ma ostre zapalenia ucha (przeze mnie!), że ma zapalenie oskrzeli (przeze mnie!), że jestem nieodpowiedzialna i do tego pcham się do Warszawy ze wsi, podczas, gdy nasz lekarz POZ jest 50 km. stąd. Wszystkie próby wytłumaczenia, czy przerwania tyrady lekarce na nic się zdały. Gdy udało mi się wreszcie wtrącić, że nauczona doświadczeniem, wiem, że na podstawie kataru i kaszlu, bez gorączki, osłabienia czy braku apetytu żaden lekarz nie zacznie leczyć dziecka inaczej niż objawowo - usłyszałam:  
- a pani jest lekarzem?!! 
 - no nie, odpowiedziałam
- to może zacznie pani studiować medycynę to wtedy porozmawiamy!

Zamknęłam się, bo byłam skupiona na przełykaniu łez, pchających się do gardła i oczu.

Po godzinnej kolejce do RTG, które nie wykazało (na szczęście!) żadnych zmian w płucach, zaczęła się runda nr II. Pani doktor zapisała Augmentin. Na sugestię, by może zapisałaby jakiś inny antybiotyk, bowiem Augmentin, na żadne z moich dzieci, włączając nas z Z. na dokładkę, nie działa - znowu zostałam odesłana na studia medyczne.

Po powrocie do domu (przed 22-gą zapakowaliśmy dzieciarnię do łóżek) rozmówiliśmy się z Z. i ustaliliśmy, że leczymy K. bez Augmentinu. W czwartek pojechaliśmy do naszej pediatry rejonowej (osoby, do której mam wielkie zaufanie i darzę ogromnym szacunkiem) dowiedziałam się, że:
1) ucho - już jest prawie zdrowe (tylko ślad przebytej infekcji), do tego infekcja była galopująca i żadna w tym moja wina czy niedopatrzenie. Prawdopodobnie zaczęła się wówczas, gdy K. zaczął się skarżyć na ból ucha w poniedziałek, w szkole.
2) Zapalenie oskrzeli - owszem jest, ale wygląda na to, że K. wyzdrowieje bez antybiotyku!! sprawdzimy to we wtorek, po świętach, i dopiero wtedy (jeśli będzie to konieczne), rąbniemy antybiotykiem,
3) jestem dobrą i odpowiedzialną mamą i w ogóle mam się nie przejmować takimi głupimi tekstami jak w SOR-ze.

UFF!

...ale do czwartku chodziłam jak zbita. Od czwartku podźwignęłam się (biedactwo ;) ).
No to tyle z frontu. Tymczasem.

2 komentarze:

  1. na moje to jak nic te okna maja drugie dno :P coś będzie chciała ;)

    nasza polska sluzba zdrowia to jest dno
    a lekarze mysla ze sa swietymi krowami i jedyne co im dobrze wychodzi to wolanie o podwyzki
    doslownie rece i cycki opadaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ..nie bez złośliwości podkreślę, że pani dr z SOR-u nie była wprawdzie mądra czy kompetentna - ale za to była bardzo brzydka ;)
      Z.
      p.s. w rozwinięciu: nie wyrokuję niczego w kategorii świętości - natomiast mentalność zdecydowanie krowia. Korzystając z okazji pozdrawiam obu: Creutzfeldta - Jakoba.

      Usuń

Komentarz