niedziela, 20 maja 2012

widoki na nowe łazienki zza chmury wszędobylskiego pyłu

Weekend jest piękny, słoneczny, wokół zielono, kwiatki kwitną a wnętrze naszego domku pokrywa się coraz grubszą warstwą remontowego pyłu...

Wczorajsze zagonienie dzieci do odkurzania okazało się działaniem wyłącznie dla sportu - dzisiaj śladu już po tym nie ma. Ale za to ma być nowa łazienka! I to docelowo nie jedna :) Na pierwszy ogień idzie łazienka Chłopaków, ale to jeszcze trochę potrwa. Jak uporamy się z tym wyzwaniem, czeka nas rozebranie podłogi w dotychczasowej łazience, która po powiększeniu będzie damską łazienką. Ale ta operacja zaplanowana jest na resztę lata. Słowem  nasza epopeja remontowa jak Moda na Sukces ma imponującą ilość odcinków. Czasem żałuję, że nie prowadziłam bloga jak zaczynaliśmy nasz remont ponad sześć lat temu. Wprowadziliśmy się bowiem do domku letniskowego moich Rodziców i zakochaliśmy się w nim  po uszy. Zanim przyszła pierwsza zima musieliśmy przekopać linię wodociągową poniżej głębokości zamarzania, bowiem w marcu 2006 roku, gdy wprowadziliśmy się tutaj, wody w kranach niet. Wszystko w cholerę zamarzło. Pierwsze lato zatem przebiegło nam pracowicie (zresztą jak każde kolejne :) ). Trawa czy kwiatki były marzeniem. Na szczęście działka zadrzewiona wcześniej przez moich Rodziców nie przypominała klepiska. Po pierwszej zimie, już było wiadomo, że kolejnym etapem remontu będzie ocieplenie domu. Nasza chałupka nie była zdolna akumulować ciepła i zaraz po wygaśnięciu pieca, mróz wnikał przez nieocieplone ściany i nieszczelne okna. Po powrocie z Warszawy, w domu mieliśmy nawet i 8 stopni. Na szczęście już po pół godzinie do godziny, dawało się funkcjonować w miarę normalnie. I tak ostatnie sześć lat upływa nam na przeróbkach, remontach, udoskonaleniach. Choć nie da się zaprzeczyć, że jest dość uciążliwe i wyczerpujące fizycznie (przede wszystkim Z., który wszystko absolutnie (!) robi sam) to satysfakcję mamy ogromną i duma nas rozpiera. Jednak gdy jest etap szczególnie brudny, tak jak teraz,  moja natura najlepiej czująca się w porządku - cierpi. Staram się jednak nie widzieć tego co jest ciemną stroną remontu, bo nagroda zawsze jest ponad doświadczone niedogodności.  Gdy przypomnę sobie na przykład co się działo w domu gdy przebijaliśmy się do starej piwniczki na węgiel, przez 25 centymetrowe ściany fundamentu po to, żeby zorganizować tam pralnię (tutaj trochę zdjęć), która dzisiaj cieszy oko i zazdroszczą mi jej przyjaciółki ;) to wiem, że było warto :)

Natomiast dzisiaj moja Rodzina aktywna jest wielce, dzieciaki nosi na podwórko, co i raz wpadają na bardziej idiotyczne pomysły (ostatnio grały żwirem w palanta, za przeproszeniem, celując w nasz samochód...), Z. robi kilometry na trasie piętro - warsztat, a wszystko to odbywa się "po moich plecach", wszak na tranzycie właśnie byłam uprzejma zorganizować swoje odosobnienie, miejsce skupienia i twórczego odludzia. Wszystko dziś szlag wziął!
Niczego nie jestem w stanie koncepcyjnie ogarnąć. Wyszłam więc ze swojej norki, żeby uwiecznić to, co  obecny weekend dla mnie przyniósł.
W domu:

tu będzie wejście do łazienki chłopaków (dużych i małych :) )

kawałek Z. w łazience kobitek

po prawej widać dotychczasową łazienkę, która po połączeniu z dobudowaną częścią będzie damskim przybytkiem rokoszy kąpielowych

otóż i miejsce, gdzie stanie wanna - na którą już nie mogę się doczekać... nie powiem ile ;)


podpory wpierają wstawioną belkę stalową, dzięki której nie będzie pośrodku łazienki słupa konstrukcyjnego

obecny prysznic

kibelek, wokół którego teraz złożony został cały łazienkowy dobytek

zakurzona szafka z umywalką :( jak Z. skończy weekendowe budowy, będę mogła ogarnąć to, co z łazienki zostało na razie
I w ogrodzie:








więcej dzisiejszych widoczków na Cyfrowym oku

6 komentarzy:

  1. ...gdyby nasz "remont adaptacyjny" rzeczywiście potraktować jak tasiemcowy serial, marzyłoby mi się zobaczyć na ekranie napis następujący: 3 lata później...
    Z drugiej strony, będąc jednostką dewiacyjną, odnajduję masochistyczną przyjemność w spełnianiu się w budownictwie ogólnym. Mamy kolejny przykład wyjaśniający definicję ambiwalencji.
    Z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...mężu mój, uwielbiam Twoje komentarze. Nawet w procencie jednym nie zdolnam bowiem ująć rzeczywistości tak trafnie i inteligentnie jak TY :) Zresztą śmiałości nie miałabym takiej, aby równie trafnie oraz naukowo określić jaką jednostką homo-sapiens jesteś :D Zastanawiam się wszakże, czy szczerość Tobą powoduje, czy też składasz samokrytykę... :D

      Usuń
    2. ...powiało sarkazmem - milcz Kobieto!
      ;)
      Z.

      Usuń
  2. No cóż, bardzo błyskotliwy i inteligentny interlokutor z Pana. Z! Mój komentarz nie będzie się w żaden sposób komponował z powyższymi waszymi wywodami, ale muszę to powiedzieć: Kochacie się! No i jak pięknie ze sobą dialogujecie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm... rzeczywiście zachodzi pewne podejrzenie graniczące z pewnością, że... kochamy się ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. gupie baby tylko o jednym....
    I nie pisze sie "wywody" tylko wzwody!
    Z

    OdpowiedzUsuń

Komentarz