niedziela, 21 października 2012

Zezłociło się ale i zamgliło

Jesień rozpędzona na złoto. Co prawda dzisiaj już baaardzo jesiennie, szaruga i mgła przez cały dzień, choć miała ustąpić przed południem. Plany porządkowe w ogrodzie zostały odłożone na inny, bardziej suchy dzień (mam nadzieję, że jeszcze takie nastąpią). Z liśćmi do zgrabienia nie robię histerii, ale przed śniegami powinniśmy zwinąć pawilon nad stołem w ogrodzie. Przymierzałam się do niego dzisiaj kilka razy, ale wciąż był mokry, nie tylko od zewnątrz ale także od wewnątrz. W ubiegłym tygodniu miałam wyjazdowe, dwudniowe szkolenie, które było poważnym dla mnie wyzwaniem. Bałam się jak w pojedynkę, przez dwa dni zapanuję nad trzydziestoosobową grupą nie tylko od strony organizacyjnej i dyscypliny ale mojego niezbyt ostatnio mocnego głosu. Fakt, drugiego dnia wieczorem, po powrocie do domu miałam głos zachrypnięty, jakbym balowała przez dwa dni, jak moi kursanci :) Grupa natomiast okazała się bardzo fajna, zaangażowana i dość zdyscyplinowana. W związku z moją nieobecnością, ściągnęłam do nas moją mamę. Jest fajnie. Naprawdę. Już dawno nie żyliśmy razem w takiej harmonii. Wczoraj - dzięki obecności mamy - mogliśmy zrobić sobie z Z. romantyczny wypad. Pojechaliśmy do Pułtuska na długi spacer. Chodziliśmy sobie trzymając się za ręce, cali w promieniach słońca. Przez spacer nie wzięliśmy się za pawilon. Ale i tak, wiedząc, że dzisiaj z porządków byłby nici nie zmieniłabym wczorajszego dnia. No, może po powrocie wzięłabym się za zwinięcie plandeki, ale stało się inaczej.
W domu natomiast od początku roku szkolnego - co już widać było we wpisie z września - dużo się dzieje. Nie możemy właściwie dojść do równowagi, bo sprawa się jeszcze ciągnie. Tamtego dnia nasza córka nie tylko nie pojawiła się w szkole, ale w ogóle nie pojawiła się tej doby w ogóle. Zgłosiliśmy sprawę policji, dziecko zostało odnalezione, a człowiek (24 letni!), który wciąż utrzymuje z nią relacje ma prokuratorską sprawę o kontakty z nieletnią. Powiem tylko, że teraz w naszym kalendarzu: policja, prokuratura, sąd, psychoterapia, psychiatra, psycholog. Nie ma nad czym się rozpisywać. Jest ciężko. Wiem, że kiedyś to się skończy. Może znajdę w sobie siłę, żeby pewnego dnia to wszystko opisać, podzielić się doświadczeniami w formie poradnika albo beletrystyki. Na razie wszystko mnie boli w tym temacie.
Ale trzeba żyć dalej. Na szczęście sporo pracy nie pozwala mi oddawać się handrze. Dzisiaj zrobiłam "prawdziwy niedzielny obiad". Do obowiązkowego rosołu na niosce były zawijane zrazy, surówka z brukwi, ogórka, marchwi i jabłuszka oraz ziemniaki purre (ze śmietaną i masłem). Mniam :) Wszystkim smakowało.
Postaram się dyscyplinować także w kwestiach blogowych. W końcu to też kawałek mnie. Nastrój rzeczywiście momentami wytrąca mi pióro z dłoni (choć wirtualne) ale przecież nie ubiorę się w czarną suknię żałobnicy, opłakującej swoje utracone, wyidealizowane wyobrażenie rodzinnego życia. Zamierzam żyć dobrze i jak najbardziej pozytywnie. Przyznam nawet, ze złapałam się na głupim myśleniu, że być może nie wypada, żebym pisała o różnych mniej ważnych sprawach, skoro pod moim dachem rozgrywa się  rodzinny dramat. Trudno, taka moja karma ale nie chcę rezygnować z samej siebie.
Obserwuję co się dzieje z moją córką. Staram się na nowo wypracowywać między nami ścieżkę porozumienia. Niestety nikt nie jest w stanie powiedzieć co jest jeszcze "normą" buntu nastolatki a co już skręca w stronę patologii. Tego w szkołach ani na uniewrsytetach nie uczą. Może więc rzeczywiście kiedyś napiszę o tym jakiś swój poradnik. Do tego jednak czasu, muszę skupić się na mądrym postępowaniu. Choć cierpliwości momentami brakuje.

2 komentarze:

  1. OLQA ma rację, dobrze, że znów jesteś! Zdaję sobie sprawę co musisz przeżywać. Chociaż pewnie tak naprawdę nie mam "pojęcia o wyobrażeniu"... Jednego jestem pewna. Temat "trudnej" Córki trafił na bardzo mądrych i przygotowanych świetnie do życia Rodziców. Podziwiam Was za radość Życia i radoś z Życia. Buziaki, Asia

    OdpowiedzUsuń

Komentarz