środa, 26 lutego 2014

Ulec to nie grzech... w pewnych szczególnych okolicznościach ;)



Mam!  Wreszcie mam dobry pretekst, żeby reaktywować nowym wpisem swój blog :)

Pretekst był potrzebny, bo ilekroć chciałam w ostatnim czasie coś napisać - a robiłabym to pod wpływem emocji, których zabarwienie w ostatnim roku było raczej minorowe -  zapiski byłyby smętne, refleksyjne i nie nadawałyby się do czytania przez białego człowieka, potrzebującego wytchnienia, humoru i dystansu.

Były Walentynki, prawda? Cały świat w czerwieni i dekoracjach, podobnie festyniarskich jak w BożeNarodzenie, tymczasem dostałam od Z. coś, wobec czego zapierałam się dotąd zadnimi łapami.

Twierdziłam, że to nie dla mnie, że absolutnie nie jestem gadżeciarą, że co ja zrobię, jak już nie będzie można kupić innego telefonu niż smartfon,  że świat powariował by dwuletni komputer to już był złom,  że wykluczone, że musi być ciężar, szelest, zapach i przecież ja mażę po marginesach i zaginam rogi, i jak kto by miało być bez tego wszystkiego???!!!

 A tymczasem dostałam mail: „… moim zdaniem przeżegnaj się i kup...„

I kupiłam. 

Na Allegro (by już chyba tylko żarcia nie kupujemy w sieci) swojego pierwszego Kindle’a.

Z rozmysłem piszę „pierwszego”, bo jeśli nie dostanę paper-white’a od Amazona za reklamę jaką im robię, to na pewno kupię kolejny czytnik i będę swoich bliskich namawiać lub obdarowywać tym cudownym ustrojstwem. Oczywiście warunkiem jest to, ze trzeba lubić czytać, ale jak „nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka” (Niestety zasada ta nie dotyczy moich najmłodszych pociech, które przed książką w dowolnej postaci uciekają jak diabeł przed święconą wodą :( a do łóżka pchają się z wizgiem). Innymi słowy, niewielu mam znajomych, którzy nie lubią czytać, a jeśli tak już jest, to muszą być obdarzeni innymi cenionymi towarzysko walorami.

Od Walentynek jestem szczęśliwą posiadaczką biblioteki mieszczącej się w mojej torebce, dostępnej w każdej chwili. Już mi nie straszne kolejki, nudne zebrania ;) i inne tego typu rozrywkowe okoliczności. Czytam, czytam i z każdą kolejną książką widzę jak szybko ten wydatek się amortyzuje. Książki, które dotąd kupowałam skutecznie drenowały rodzinny budżet, zapełniały domowe półki w dwuszeregu i wpędzały mnie w rozstrój nerwowy i wyrzuty na sumieniu.

No i tyle miałam do powiedzenia. Wracam do lektury :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz