poniedziałek, 23 maja 2011

To był bajeczny weekend...


To był naprawdę cudny weekend. Zupełnie przeszedł oczekiwania i rozwinął się spontanicznie poza planami. Sobota zaczęła się od śniadania, ale nie byle jakiego. Wreszcie, po zakończonym w czwartek okresie bolesnej dla nas jajecznej karencji, dokonaliśmy inauguracji naszych jaj!!! 
Przez tydzień kury niosły się świetnie ale jajka lądowały w miskach naszych zwierzaków. Z. stwierdził, że to paranoja:  nasze koty i pies jedzą wiejskie jajka, a my wpierniczamy fermowe!. Stwierdziłam jednak – co zyskało przecież aprobatę – że nie mamy zamiaru rodziny faszerować jajkami z antybiotykiem. Swoją drogą zostałam sprowadzona do rzeczywistości przez Z. który stwierdził, że mając na uwadze „uczciwość” producentów wszelkiego sortu, kupując jajka w sklepie czy gdzieś na wsi nawet, i tak nie mamy gwarancji czy w pakiecie nie dostajemy jakiegoś leku, którym drób jest leczony… Hm trudno odmówić logiki takiemu tokowi myślenia.

Wczesnym popołudniem zaś, odwiedzili nas zapowiedziani znajomi. Oczywiście tradycji biesiad grillowych stało się zadość. Gadaliśmy, jedliśmy i piliśmy… Nie wszyscy pamiętają koniec imprezy, a przynajmniej niedetalicznie… Pisząca oraz piękniejsza połowa z pary naszych Gości pozostałyśmy trzeźwe do końca. Wiadomo: wariackie proszki… Mimo to, świetnie się bawiłyśmy, zwłaszcza patrząc na naszych Panów, którzy w rozkoszny sposób potwierdzali prawdę znaną od zawsze: mężczyźni to duzi chłopcy ;) Może nie powinnam być tak uszczypliwa, bo było naprawdę miło, obyło się ze strony płci brzydkiej bez jakichkolwiek szowinistycznych komentarzy pod adresem płci pięknej, lecz to nie musi mnie przecież ograniczać! 
Wieczorem wpadła jeszcze na chwilę moja zaprzyjaźniona weterynarz, przywiozła zamówionego na potrawkę królika (w wersji półproduktu! oczywiście), choć zaglądając do torby miałam poważne wątpliwości czy to nie kot :( (pierwszy raz w życiu widziałam to to bez skórki i innych jednoznacznie króliczych atrybutów), wiejskie mleko na zsiadłe (wiem, wiem mieszczuchom ślinka leci :) a ja się dopiero rozkręcam) oraz coś dla moich najmłodszych podopiecznych czyli pozostałe po obiedzie ugotowane ziemniaczki. To, co kury wyprawiały nazajutrz jak je dostały zasługiwałoby na odrębną opowieść. Ja, patrząc na nie, pomyślałam, że pewnie na ich miejscu powiedziałabym – jak mam w zwyczaju, gdy moim udziałem jest kulinarna rozkosz – OBS!! Co dla niewtajemniczonych spiesznie odszyfrowuję: Orgazm Bez Stosunku ;)

Przed północą, gości (poza planem) i Małżonka swego (jak najbardziej w standardzie) położyłam spać, ogarnęłam biesiadne pobojowisko i udałam się na zasłużony odpoczynek. 
Rano natomiast nie miałam co robić w kuchni!! Śniadanie przygotował gość!! Uwielbiam takich gości!!!! Ja z Żoną gościa zażyłyśmy swoje wariackie proszki (każda swoje oczywiście) i czekałyśmy na ucztę. Była naprawdę udana!! Goście uraczeni jajecznicą z dwóch, pozostałych z poprzedniego dnia jajek, mieli  OBS :)
Gdy Z. mówił, że różnica w smaku, zapachu, nie mówiąc już o kolorze między jajkami od własnej kury i fermowymi jest kolosalna – nie do końca wierzyłam. Zdecydowanie zweryfikowałam swoje stanowisko. Nasze jaja są bezkonkurencyjne!!! Nie wnikam przy tym, czy to dlatego, że codziennie nasze kury karmię, głaszczę i zabawiam różnymi opowieściami ;) czy po prostu dobre jajka tak mają. 

W niedzielne popołudnie pojechałam z Synami na basen, po czym zapakowałam Córkę na pokład i pogrzmiałam do stolicy na spotkanie randkowe mojej latorośli (tak to się już porobiło, a jeszcze niedawno zmieniałam jej pampersy buuuu). Po drodze porwałam Wróżyka i spędziłyśmy urocze popołudnie na Starówce. Zaczęłyśmy od kultowych bułek z pieczarkami. Zawsze, gdy jestem na Starówce, zaliczam bułkę. Dziś już raczej z sentymentu. Jest to bowiem to samo miejsce od trzydziestu lat, gdzie po nastaniu stanu wojennego, zamiast rozpowszechnionych już w naszej ojczyźnie hot-dogów, z powodu braku parówek (choć niektóre budy radziły sobie parówkami z nutrii brrrr obrzydlistwo!) ktoś wpadł na pomysł, by do dziurawej buły napakować pieczarek z cebulką! Wczoraj buła kosztowała już 6 złotych! Ale w końcu za przedmiot kultu trzeba zapłacić. Była cudownie chrupiąca, z dużym współczynnikiem dobroci (czyli całą dziurą wypełnioną bo brzeg pysznym, grzybowym farszem).  Wczoraj – jak za każdym razem – przy pierwszym kęsie zamknęłam oczy i… znów byłam w ósmej klasie, pamiętam jak chodziłam ubrana, jaką miałam torbę i jak wszystko było przede mną…
Po dwudziestominutowej randce, która miała trwać godzinę (ups), moje Dziecię dołączyło do nas i resztę popołudnia spędziłyśmy we trzy! Była kawa, były lody i kultowa różowa oranżada ze szklanej butelki. Musimy to niedługo powtórzyć – tak się umówiłyśmy :) We trzy. Mam wrażenie, że nie będę miała nic przeciwko randkom mojej Córki ;)

To był naprawdę cudowny weekend.
I z całą pogodą z jaką weszłam w ten tydzień pozdrawiam wszystkich życząc tylko miłych chwil.

2 komentarze:

  1. Kochana Pisząca!
    Czy zapomniałaś, że Jesteś osobą wzbudzającą podziw i uznanie u innych, potrafiącą zarazić swoim entuzjazmem i energią wszystkich wokół siebie, motywować do wysiłku, zaangażowania, jak nikt inny. Przypomnij sobie, kim Jesteś. Wartościowym człowiekiem o wielu talentach i bogatym wnętrzu, którego Sama nie Jesteś w stanie do końca odkryć i sobie uświadomić.
    Nie jesteś szarą myszką, która potrzebuje uznania wątpliwej wartości "autorytetów". Sama dobrze znasz swoją wartość tylko Musisz obudzić w sobie drzemiącego wojownika.
    Przypomnij sobie.........
    Wiesz kto

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę jeszcze coś dopisać, bo to mi nie daje spokoju. Uprzedzałam Cię od początku, że Dostałaś się do brutalnego świata, w którym obowiązuję brutalne reguły. Czy naiwnie sądziłaś, że ktoś doceni Twoje wysiłki, zaangażowanie, kompetencje, dokonania. Wiem, że tak. Ale przecież ta "gra" wogóle nie na tym polega. Nie da się w nią grać i pozostać z czystym sumieniem i w zgodzie ze swoimi zasadami. Pamiętaj, to, że nie Dałaś rady lawirować z innymi według ich zasad, świadczy tylko dobrze o Tobie i jest potwierdzeniem Twojej wartości. Zawiodłaś się również na tych, którzy wydawali się być Ci przychylni i wiem, że to cholernie boli. Ale to są reguły tego świata, tu przychylność, czy wydawałoby się koleżeństwo pryska, jak bańka mydlana, kiedy przestajesz być "na topie". Tu trzeba mieć zamknięte serce i kierować się tylko chłodną kalkulacją. Na to jednak wogóle nie Byłaś przygotowana.
    Serdeczne buziaki od przyjaznej duszy spoza brutalnego świata.
    Wiesz kto

    OdpowiedzUsuń

Komentarz