... a trzeba...
Weekend nie rozpieścił pogodą - co jak pisałam - dla mnie było korzystne. Za to teraz....!
Tymczasem szkolenie oddaliło się w bliżej nieokreśloną przyszłość. Praktycznie skończyłam przygotowanie podręcznika.. Organizator natomiast zaczął się trochę wygłupiać z negocjacjami finansowymi...Choć w pierwszej chwili szlag jasny mnie strzelił, po ochłonięciu i złapaniu dystansu stwierdziłam, że poradzę sobie i z taką przeciwnością. Podręcznika firma nie dostanie, uczestnicy będą musieli obejść się slajdami a ja z czystym sumieniem wykorzystam swoją pracę jeszcze przy innej szkoleniowej okazji.
... a tymczasem słońce rozświeciło się na dobre i nie daje pracować!
Grzecznie jednak siedzę na posterunku, ale duszą jestem na świeżym powietrzu...
Wczorajszy dzień spędziłam z Marią i było to bardzo miłe doświadczenie :D. Poczułam się trochę jak nastolatka. Obie niepoprawne politycznie, rozchachane (w zasadzie jak to słowo się pisze?), spontaniczne i zdecydowanie poza wszelkim szufladkowaniem. Ze śladami wczorajszego nastroju jechałam dzisiaj do pracy, co dodatkowo - oprócz słońca - wprawia mnie w wagarowy nastrój.
Odliczamy rodzinnie ostatnie dni do wyjazdu K. W przyszły piątek dziecko
rozpocznie swoją trzymiesięczną przygodę poza domem. Już rozpędzamy się
w tęsknocie, ale wszyscy - z samą zainteresowaną włącznie - wierzymy,
że dobrze Jej to zrobi. A czy zrobi? - okaże się pod koniec wakacji. Za to teraz ostatnie zakupy, ustalenia i decyzje. Co powinna ze sobą zabrać, co będziemy jej dowozić w weekendy, co jeszcze kupić itp. W portfelu noszę listę "mamo to są jeszcze niezbędne rzeczy do kupienia".
I jeszcze z innej beczki: jeden z podczytywaczy, zainspirowany naszym kurnikiem, wyposażony w moje szkice, swoją inwencję i materiały budowlane buduje własny kurnik! Już dostałam zgodę na publikację zdjęć tego dziełka, którego czuję się... jakby... matką chrzestną...? ;)
A nasz kurnik wciąż niezasiedlony z powodu... regulaminu uchwalonego w gminie, zakazującego hodowania zwierząt w domostwach nie posiadających statusu gospodarstwa rolnego!!! Mam nadzieję, że w końcu mieszkańcy się skrzykną i uda się obalić ten głupi zapis. W wielu bowiem przydomowych ogrodach ludzie hodują po kilka kurek, króliki czy trzymają mleczną kozę, mogąc tylko w ten sposób, zapewnić swoim alergicznym dzieciom pełnowartościową, świeżą i ekologiczną żywność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz