I to w bardzo szerokim znaczeniu tego słowa. Od ponad dwóch miesięcy funkcjonuję bez wsparcia swojej Grupy, z którą przeszłam trzymiesięczne, fascynujące doświadczenie.
Dzisiaj otwieram oczy szerzej, często się uśmiecham, nie zwracam szczególnej uwagi na upiorki, które czasem chcą zważyć mi humor.
Rozstaję się z obecnym pracodawcą - jak pisałam na samym początku, podpieranie stołu skrzypcami nie wychodzi na dłuższą metę...
Dzieciaki nie sprawiają większych problemów niż zwykle, pod moim dachem rozkwita młoda kobieta z wszystkimi urokami i mniej urokliwymi stronami tego zjawiska, a synowie są ogromną radością, chociaż chwilami wydaje mi się, że ich odgłowię ;)
Kury się niosą. Teraz już trochę słabiej. Idzie zima, a ja kurzej hodowli cały czas się uczę. Ale pojawiło się kolejne zwierzątko: Czesław. Zdjęcie Czesława wkrótce zamieszczę w kurzej stopie. Czesław jest specjalistą od piania. I robi to na prawdę z sercem. Ciekawe co powiedzą sąsiedzi, jak wiosną zaczną zjeżdżać na działki. Lecz ja już przygotowałam ripostę: jesteśmy na wsi a nie w jakimś Zdroju czy innym Ciechocinku. I tego zamierzam się trzymać.
Czesław został nabyty w drodze kupna dla moich nieśnych dziewczynek ku ich rozrywce ;) Wygląda na to, że nie był to całkiem głupi pomysł, bo dziewczynki są zadowolone - jak mniemam - bo niosą się jak latem, a miała być katastrofa wieszczona przez Prawdziwych-hodowców-kur.
Nasz remont trwa i potrwa jeszcze dłuuugo. Do tego Głównywykonawca złamał sobie palec w prawej nodze więc chwilowo wszystko jest w zawieszeniu. Ale ducha nie tracę, więcej, ta zwłoka jest nawet inspirująca, bo coraz to nowe rozwiązania przychodzą nam do głowy i tak się nasza budowlana epopeja plecie.
Znowu trochę maluję. Wyszło mi na to, że zima jakoś szczególnie mnie inspiruje choć światło nie takie... Ale ze mnie żadna artystka więc z tym światłem jakoś strasznie nie walczę, zwłaszcza, że nie maluję portretów tylko abstrakcje. Gdy spoglądam w ciągu dnia na to, co malowałam wieczorem mam dzięki temu dodatkowy fun, bowiem kolory wyglądają inaczej niż przy sztucznym oświetleniu. Jak dotąd nie przeżyłam żadnych rozczarowań, więc uważam, że tak jest ok.
Nie pisałam latem nic. Dziś trochę żałuję bo wiele się działo, ale nie byłam w stanie. Był to bardzo bogaty w emocje i rozkminy czas. Czas kiedy pierwszy raz w życiu mogłam skupić się wyłącznie na sobie i być dla siebie i ze sobą. Oczywiście nie wyjeżdżając w żadną głuszę funkcjonowałam siłą faktu w dwóch różnych rzeczywistościach. Od rana do wczesnego popołudnia dla siebie, w miejskiej dżungli, która otaczała mnie jak pozbawiona wyrazu otchłań. Drugą, większą część doby byłam ze swoją Rodziną. Znacznie więcej czasu mogłam im poświęcić niż kiedykolwiek wcześniej. Stałam się uważna. Zresztą termin "uważna" przechodził w tę i z powrotem w moich myślach i oswoił się na tyle, że chyba najtrafniej wyraża przemianę jaka się we mnie dokonała.
Ostatnie miesiące to także morze czytelniczej rozkoszy. Każdą wolną chwilę wykorzystuję na czytanie. Co prawda upośledzenie polegające na niepamiętaniu tytułów, autorów czy szczegółów z tego co przeczytałam znacznie zmniejsza moje zasoby ale już się do tego w swoim życiu przyzwyczaiłam, a po tym lecie - przestałam się tym przejmować! Zresztą przestałam przejmować się wieloma sprawami, które ujrzałam w nowym świetle, w nowej perspektywie i z innego dystansu. Inspiracje płynące z przeróżnych doświadczeń tego roku zakiełkowały planem napisania książki. Chciałam napisać: "książki na temat", ale się zacięłam, bo nie mogę tego określić jednym zdaniem. Nawet zaczęłam pisać, zastanawiam się tylko, w jaki sposób siebie zdyscyplinować. Czy pisać na blogu fragmentami, a potem to skleić w całość, czy napisać całość a potem zastanowić się jak podzielić się tym z innymi. Z dyscypliną bowiem jest u mnie ostatnio różnie. Trochę zaczęłam sobie odpuszczać, folgować. To pewnie naturalna faza, która następuje po tym jak dostrzegamy w sobie czującego człowieka a nie robota, który każdy dzień planuje i realizuje zadania z największą starannością, nie pozwalając sobie na żadną zwłokę, nierzetelność czy usprawiedliwienie by coś sobie odpuścić.
Ostatecznie jestem znowu tutaj. Z WIDOKAMI. I na przyszłość.
Mam kilka pomysłów jak się twórczo i mądrze realizować. Potrzeba mi do tego wytrwałości, pomysłowości i lansu. Z tym ostatnim idzie najciężej, wiele moich ograniczeń powstrzymuje mnie przed autopromocją lecz wiem, że bez tego nic nie zdziałam ani na niwie coachingowej, szkoleniowej ani atystycznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz